🕛 Czy Warto Kupić Złoto W Gruzji
Złoto kupimy także w banku. Instytucje te w Polsce dopiero od niedawna zajmują się sprzedażą kruszyw. Warto więc sprawdzić, w których polskich bankach można zakupić złoto lokacyjne. Niezależnie od tego, gdzie kupuje się złoto - czy to w mennicy, czy też w banku - do zakupionego produktu dołączony jest certyfikat
Polecamy więc takie zakupy tylko dla znawców i osób, które mają nosa do odróżnienia smaków i zapachów. Zdecydowanie mniej obaw jednak może budzić zakup cynamonu, kminku, czy papryki lub czarnego pieprzu. Te przyprawy są dobre i bardzo tanie w Egipcie. Warto także kupić (szczególnie w Asuanie) kwiat czerwonego hibiskusa.
Złote monety z uwagi na większą złożoność, są minimalnie droższe niż sztabki o analogicznej wadze. W przeciwieństwie do sztabek, rozstrzał wagowy nie jest aż tak szeroki. Standardową i najpopularniejszą wagą jest 1 uncja (31,1 gramów). Najczęściej dostępne są monety o wadze 1/2 uncji, 1/4 uncji oraz 1/10 uncji .
Miejsce: Zakaukazie: Gruzja, Armenia i Wschodni Azerbejdżan (część Iranu) Czas: ponad 5 tygodni – sierpień i początek września. Skład: dwie osoby – Wojtek (ja w sensie) i Agnieszka. Liczba przebytych kilometrów: 10 tysięcy (tam i z powrotem) Sposób transportu: tylko i wyłącznie autostop. Noclegi: namiot, Hospitality Club, domy
W przeciwnym wypadku zamiast złotej sztabki czy monet możesz kupić bezwartościowy wolfram. Warto zawsze sprawdzać opinie o sprzedających szlachetne kruszce, by nie dać się oszukać.
Kup sztabki złota w BOŚ Banku. Coraz częściej słyszy się o inwestycjach w złoto. Nic dziwnego, bowiem przynoszą one zyski. W 2011 roku popyt na złoto wzrósł om około 20%. Banki postanowiły to wykorzystać, za ich pośrednictwem można kupić sztabki złota. Taką możliwość mają klienci Alior Banku a ostatnimi czasy również
Warto kupić rzecz dopiero po dokładnym sprawdzeniu. Konieczne jest sprawdzenie jednolitości koloru. Sprawdź, czy nie ma uszkodzeń fizycznych. Przyjrzyj się szczególnie uważnie łańcuszkowi lub bransoletce. Wszystkie linki muszą być dobrze dołączone. Widoczne szwy oznaczają produkt złej jakości. Lepiej robić zakupy w sklepie.
Złoto mocno tanieje, za co winę ponosi umacniający się dolar. To zaś jest efekt polityki stóp procentowych amerykańskiego banku centralnego (FED), który nie godzi się z wysoką inflacją (8,3 proc. w sierpniu) w USA i zapowiada konsekwentną politykę podnoszenia stóp.
czy będzie warto inwestować w złoto w 2030; czy kurs złota będzie dalej rósł; czy warto kupić złoto; czy warto kupować złoto; czy warto kupować złoto w 2023; czy złoto będzie więcej warte w 2030; ile warte będzie złoto w 2030; jak inwestować w złoto
q5Au. Złoto od zarania dziejów było podstawowym środkiem rozliczeniowym. Później przez wiele, wiele lat stanowiło zabezpieczenie dla drukowanych pieniędzy. Schemat wyglądał w ten sposób, że banki centralne nie mogły drukować więcej dolarów, funtów czy innych walut, jeśli ich ilość nie miała pokrycia w zgromadzonym w skarbcach złocie. W końcu jednak ktoś wpadł na pomysł, że to w sumie bzdura i zaczęło się to, co znamy do dziś – inflacja. Tak czy inaczej złoto pozostało bardzo pożądanym kruszcem i wiele osób w trudnych ekonomicznie i geopolitycznie czasach zastanawia się, czy nie warto w nie zainwestować. Postanowiłem to sprawdzić i prześledzić krok po kroku, jak zabrać się za inwestowanie w złoto. pytanie – czy warto dziś inwestować w złoto?Owszem, warto. Z kilku powodów, które wymienię w podpunktach:złoto nie poddaje się inflacji – w przeciwieństwie do każdej waluty papierowej;złoto jest powszechnie akceptowanym na całym świecie środkiem płatniczym;prześledzenie historycznych notowań cen złota pokazuje, że kruszec ten zachowuje się wyjątkowo stabilnie (jeśli traci, to niewiele, a później i tak zyskuje);złoto jest towarem deficytowym, dlatego można się spodziewać, że jego wartość w dłuższej perspektywie nie będzie drastycznie spadać, a raczej rosnąć;złoto można łatwo przekazać bliskim w spadku bez płacenia podatku od widać zdecydowana większość atutów złota obraca się wokół tego, że jest ono bardzo odporne na wszelkie zawirowania na świecie. Można wręcz napisać, że im trudniejsza jest sytuacja geopolityczna, tym bardziej opłaca się mieć sobie taką sytuację. W Europie wybucha wojna, a Ty musisz szybko uciekać z rodziną do jakiegoś egzotycznego kraju wolnego od wojennej zawieruchy. Zabierasz ze sobą wypłacone złotówki i co z nimi robisz? Nikt ich od Ciebie nie przyjmie. Podobnie będzie z każdą konwencjonalną walutą (może poza dolarem), bo mało kto zaryzykuje spekulowanie, czy po zakończeniu konfliktu owa waluta nadal będzie miała jakąś natomiast będzie mieć ją zawsze. Zapłacisz nim za produkty lub usługi w amazońskiej dżungli, na pustyni w Omanie, na ulicy w Nowym Jorku czy w rybackiej wiosce na Grenlandii. A nawet jeśli nie zapłacisz samym złotem, to złoto wymienisz na lokalnie akceptowalną walutę, czy towary inne inne dobra. To uniwersalny środek warto zainwestować w złoto?Odpowiedź jest oczywista – wtedy, gdy jest tanie i przewidujemy, że można na nim w jakiejś dłuższej perspektywie czasowej zarobić. Problem w tym, że początkujący inwestor będzie miał bardzo duże problemy z określeniem szansy na zysk. Analiza długofalowych zmian cen złota na londyńskiej giełdzie jest żmudna i po prostu nie każdemu będzie się chciało ją problem to fakt, że złoto jest rozliczane w dolarach amerykańskich, a nie w złotówkach. Należy więc uwzględnić nie tylko cenę samego kruszcu, ale także relację złotówki do dolara. Może się bowiem okazać, że przy danym kursie USD/PLN złoto kosztujące 1500 dolarów za uncję jest droższe dla Kowalskiego niż wtedy, gdy kosztowało 1580 dolarów przy bardziej korzystnym kursie to skomplikowane, prawda? O to jednak chodzi na rynkach inwestycyjnych. Mają być one trudno dostępne dla laików i domorosłych spekulantów. Przyjmij jednak, że inwestycja w złoto jest opłacalna w bardzo niepewnych czasach. Kryzys finansowy, zagrożenie konfliktami, pikujące ceny popularnych walut, ogólna zła sytuacja geopolityczna – to zawsze są sprzyjające okoliczności do „włożenia” przynajmniej części swoich oszczędności w trzeba oczywiście kupić samo złoto. Można to zrobić na kilka sposobów. Najbardziej popularnym jest nabycie fizycznego kruszcu. Złoto kupuje się w mennicach, w punktach stacjonarnych, „sklepach” internetowych, lombardach, zakładach złotniczych, nawet na aukcjach internetowych. Szczególnie uważaj na te ostatnie, bo łatwo jest paść ofiarą opłacalne z punktu widzenia zwykłego Kowalskiego jest kupowanie złota w punktach stacjonarnych lub w Internecie. Popularny adres to chociażby Tam porównamy aktualne ceny w najpopularniejszych sklepach i kupujemy przede wszystkim złoto w sztabkach lub w tzw. monetach bulionowych o określonym stopie. Cena złota w takiej postaci jest ustalana na podstawie kursu giełdowego i oczywiście obłożona marżą opłaca się natomiast kupować złota w celach inwestycyjnych lub dla zabezpieczenia kapitału w typowych mennicach i u jubilerów. Dlaczego? Ponieważ cena sztabki czy monety zawsze jest znacznie wyższa niż wartość samego złota, z którego zostały one wykonane. W mennicach zaopatrują się więc wyłącznie do jubilerów – nigdy nie inwestuj oszczędności w złotą biżuterię i inne świecidełka. Z prostego powodu: płacisz nie tylko za kruszec, ale też za robotę jubilera. Gdy będziesz chciał sprzedać taką biżuterię, otrzymasz tylko cenę tzw. złomu, a więc znacznie niższą niż zapłaciłeś na także inny sposób nabycia złota, ale nie fizycznego. Jest to opcja dla osób lubiących inwestować na rynkach kapitałowych i mających żyłkę ryzykanta. Na giełdzie można kupić tzw. certyfikaty na złoto. Są to papiery wartościowe, których wystawca zobowiązuje się wypłacić nabywcy zysk w postaci określonej ilości złota. Dobra opcja dla spekulantów, ale bardzo zła dla tych, którzy złoto traktują jako ochronę kapitału. Wróć do akapitu, w którym wspominałem o zawirowaniach na świecie i wartości złota, jako środka płatniczego. Pewnie domyślasz się, że gdyby doszło do takiej sytuacji, Twój certyfikat na złoto byłby warto tak samo niewiele, jak papierowa najlepsze oprocentowanie: Masz złoto i co dalej?Trzeba je gdzieś przechować. Jeśli kupiłeś niewiele złota, to odpada opcja trzymania go w skrytce bankowej, bo to się zwyczajnie nie opłaci. Zostaje Ci więc przechowywanie kruszcu w domu, najlepiej w dobrej klasy sejfie (albo zakopane w ogródku, czy schowane w jakimś naprawde nieprzewidywalnym dla złodzieja miejscu). Złoto może sobie w nim leżeć i czekać na lepsze czasy (lub dużo gorsze, kiedy to zrobisz z niego użytek).Ważne jest to, że taki złoty kapitał nie poddaje się działaniu inflacji. Złota na świecie nie ma dużo, jego wydobycie także jest bardzo ograniczone, możesz więc z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że kiedyś jego wartość znacznie wzrośnie. A co w momencie, gdy będzie Ci potrzebna gotówka i postanowisz spieniężyć swoje złoto? Na pewno nie idź do lombardu czy do skupu jubilerskiego, bo tylko na tej operacji stracisz. Najlepiej będzie po prostu zwrócić się do dilera, który sprzedał Ci złoto i sprawdzić, jakie oferuje ceny skupu kruszcu. Jeśli są wysokie, zarobisz i będziesz mieć na koncie bardzo dobrą inwestycję. Tego Ci oczywiście życzę!Inwestowanie w złoto na pewno nie jest opcją dla każdego. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że opłacalne może być tylko zainwestowanie całkiem sporej gotówki. Przy mniejszych kwotach jest to raczej zabawa. Pamiętaj także, aby nigdy nie kupować złota za wszystkie oszczędności – musisz bowiem brać pod uwagę ryzyko straty i zawsze mieć jakąś poduszkę finansową, która uratuje Cię w razie jakiejś trudnej sytuacji życiowej. Złoto jak każda inna inwestycja podlega wahaniom i tak samo jak na każdej inwestycji możesz na niej zarówno stracić jak i osobiście sugeruję traktowanie złota nie jak typową inwestycję na której mamy zarobić, ale jako formę ochrony kapitału przed inflacją i zabezpieczenie na wypadek gorszych czasów. Tak też traktuję złoto i staram się, aby inwestycje w złoty kruszec nie przekraczały 5-10-15% moich wszystkich inwestycji.
Zakupoholizm to problem. Jednak podobnie jak każde inne zaburzenie, którego nie widać gołym okiem, również to jest ignorowane przez większość społeczeństwa. Jest to szczególnie widoczne, gdy jest się kobietą. Konsumpcjonizm to bóg naszych czasów, który wmówił nam, że zakupy to doskonały sposób poprawy swojego humoru, a każda dziewczyna przecież ma prawo do zainwestowania w siebie kilku złotych i poczucia się dzięki temu nieco lepiej. Takie podejście powoduje, że postrzegamy zakupy jako fajną opcję do spędzenia czasu z koleżanką lub możliwość lekkiego napompowania własnego ego poprzez wchodzenie w posiadanie kolejnych ciuchów. Do chwili, gdy nie osiągniemy zawrotnej sumy debetu na koncie z powodu kolejnej genialnej pary jeansów, nikt nie będzie uważał, że częste wizyty w sieciówkach to kłopot — w końcu każda kobieta bla, bla, bla… Jak sobie z tym problemem poradzić? Nie mam zielonego pojęcia, ale za to mogę podzielić się kilkoma przemyśleniami na ten temat, które urodziły się w mojej głowie podczas mieszkania w Gruzji. No więc… JESTEM ZAKUPOHOLICZKĄ! Pierwszy raz mówię to głośno. Co prawda już kilka razy przyszło mi to na myśl, ale teraz pierwszy raz otwarcie to przyznaję. Nie jestem tym typem dziewczyny, o którym został nakręcony film „Wyznania Zakupoholiczki”, gdzie odtwórczynią głównej roli jest Isla Fisher, ale brakuje mi do niej niepokojąco niewiele. Moja szafa się nie domyka, znajdujące się w niej szmaty dopycham nogą, wiecznie uważam, że czegoś mi w niej brakuje (choć po prawdzie z zawartości mojej szafy można by stworzyć szafy kapsułowe dla kilku kobiet) i nieustannie kupuję nowe rzeczy. Co jest w tym najzabawniejsze? Głównie to, że i tak chodzę w czterech kompletach sportowych ubrań, bo sama nie wiem, co skrywa się na moich półkach. Jestem też niezła w usprawiedliwianiu swoich problemów. W końcu nie kupuję drogich ubrań, tylko te z sieciówek, wyprzedaży i lumpeksów — wszystko tanie, więc nie może mnie to doprowadzić do bankructwa. Dla mnie samej, gdy to piszę, brzmi to trochę jak gadanie podstarzałego alkoholika, który przecież pije tylko cztery piwa wieczorem w zaciszu swojego domu, nie rozrabia na imprezach i codziennie sumiennie chodzi do pracy. Niestety, to tylko tłumaczenie. Tak naprawdę moje zbieractwo doprowadza mnie do takiej samej frustracji, jak te cztery browary do uzależnienia. Tureckie podróbki — diagnozowanie schorzenia Choć głównym wątkiem tego artykułu mają być zakupy w Gruzji, to nie mogę przejść do meritum bez opisania zjawiska „oryginalnych” podróbek z Turcji. Produkcja i handel „duplikatami” produktów znanych marek na terenie Turcji, są legalne. Nie ma tam żadnych ograniczeń generowanych pojęciem praw autorskich, a więc z powodzeniem można kupić ubrania o zadowalającej jakości i opatrzone logo lub logotypem znanych marek. Na próżno szukać tam jakichkolwiek zmian w stylistyce znaczka lub nazwy — żadne Adidosy, Niki i Pumby! Wszystko na tureckich bazarach do złudzenia przypomina oryginały. Co więcej, ubrania sportowe często produkowane są z bawełny, więc i jakość tych ciuchów jest całkiem znośna. Co prawda są one nieco gorzej uszyte, kieszenie często wystają poza obręb bluzy, a rozmiarówka najwidoczniej była ogarniana przez pijanego pracownika produkcji (według niej noszę podwójne XL, podczas gdy tak naprawdę mieszczę się w S), ale o tym wie tylko noszący. Reszta widzi tylko świecący z daleka napis ADIDAS. Problem z tureckimi podróbkami jest jednak taki, że o ile w Turcji są one całkowicie legalne, to na terenie Unii Europejskiej można za ich posiadanie ostro beknąć. Może jeden podrobiony dres nie jest oczywistą przepustką do paki, ale walizka zapakowana nimi po brzegi może już wróżyć solidne kłopoty. Jeśli więc zamierzasz w Turcji uprawiać turystykę tekstylną, to przynajmniej rób to rozsądnie, bo naprawdę nie warto poświęcać swoich nerwów za logo jakiejś marki prezentowane na piersiach. Gruzja to kraj, w którym ląduje całkiem sporo podróbek z Turcji. Żeby było zabawniej, tutaj są one tańsze niż w kraju swojego pochodzenia i nieco łatwiej je kupić. Nie trzeba bowiem nurkować w małych sklepikach, gdzie stada majfrendów starają się wcisnąć jednemu turyście cały posiadany przez siebie asortyment. Tutaj są po prostu galerie i duże sklepy z ciuchami z Turcji, gdzie zazwyczaj nikt nie ingeruje w poczucie prywatności kupujących (no, poza pracownikami, którzy wytrwale śledzą każdy ich ruch). Skłamałabym, gdybym napisała, że mózg mi się nie zapalił na widok świetnie podrobionych butów od Jimmy Choo i torebek Louis Vuitton. W pomieszczeniu, które było nim wypełnione po brzegi, dosłownie czułam, jak pochłania mnie chęć kupienia ich wszystkich. No i spoko — ja nie uważam, że przemysł podróbkowy jest taki do szpiku kości zły. Konsumenci podróbek to i tak nie jest grupa docelowa klientów drogich marek. Umówmy się, że jeśli kogoś stać na prawdziwe torebki Fendi, to nie będzie ślinił się na widok udającego ja produktu z metką „made in Turkey”. Jak się opanowałam? Po pierwsze uświadomiłam sobie, jak bardzo komicznie wyglądałabym jako pasażerka w komunikacji zbiorowej w Katowicach z torebką o domniemanej wartości dwóch tysięcy funtów, a po drugie zadałam sobie fundamentalne pytanie, którego zazwyczaj sobie nie zadaje: „Czy ja naprawdę tego potrzebuję?”. Zakupy w Gruzji — kupuj to, czego potrzebujesz Odpowiedź na to pytanie była oczywiście zaprzeczeniem, choć nawet teraz trudno jest mi się do tego przyznać. Nie potrzebuję podrobionych butów, torebek i tanich koszulek wyprodukowanych przez ubogie społeczeństwo w Bangladeszu. Na szczęście zakupy w Gruzji są okazją do odwiedzenia jednego z wielu obecnych tutaj outletów odzieżowych, gdzie z łatwością można odnaleźć nie tylko ubrania znanych marek (oryginałki!), ale też ciuchy o świetnym składzie i w relatywnie niskich cenach. Jakiś czas temu wybuchła rewolucja, jeśli chodzi o to, że konsumenci w końcu zaczęli zastanawiać się nad tym, co właściwie wrzucają do swoich brzuchów. Pojawili się pierwsi partyzanci szturmujący marketowe półki i czytający składy znajdujących się na nich produktów. Rebelianci masowo rezygnowali z towarów ze zbyt dużą liczbą „E” w składzie (tak ja wiem, że E to nie jest uosobienie całego zła na świecie), cukrów, składników pochodzenia zwierzęcego, glutenu i innych rzeczy, które albo szkodzą, albo jest ich po prostu zbyt wiele. Marzę o tym, aby w sklepach odzieżowych stało się to samo i aby klienci nieco częściej czytali składy ubrań. Dlaczego? Głównie dlatego, że świadomość tego, co nosimy prowadzi do kupowania ubrań, które realnie są nam potrzebne i spełniają swoją funkcję. Ciuchy o dobrym składzie są droższe, a więc większość zakupoholików podobnych do mnie zwyczajnie musiałaby zacząć ograniczać swoje wydatki. Zamiast czterech beznadziejnych, poliestrowych kurtek można by było kupić jedną, np. wełnianą, ale za to nosić ją przez kilka lat. I choć samo noszenie wełny dla wielu jest nieetyczne, to myślę, że jest ono bardziej ekologiczne od kupowania ubrań z ropy naftowej, czyli poliestru. To znaczy, że poliester jest zły? To nie do końca tak, że poliester to samo zło. Tkanina ta ma bardzo podobne właściwości do bawełny, ale jednocześnie może do złudzenia przypominać szyfon, jedwab, a nawet wełnę. Problem z poliestrem, akrylem i innymi sztucznymi tkaninami jest taki, że podczas ich produkcji do atmosfery wydzielają się ogromne ilości substancji, które mają bardzo negatywny wpływ na środowisko naturalne. Wśród nich znajdujemy też dwutlenek węgla. Sztuczne materiały są ostro jechane i — moim zdaniem — demonizowane w sieci. Problem nie do końca leży w tym, że w ogóle się je produkuje, ale w tym, iż jest na nie tak potężny popyt (bo są tanie). Ludzie kupują ciuchy ze sztucznych materiałów wręcz hurtowo. Sieciówki wprowadzają nowe kolekcje niemal co miesiąc. I to właśnie to szaleństwo jest w tym wszystkim najbardziej nieekologiczne. Nie ma nic złego w kupieniu sukienki z poliestru. Jednak wyposażenie swojej szafy w dwadzieścia swetrów akrylowych i pięć poliestrowych płaszczy to już znacznie większa ilość zła. No ale ok, wiem że świadomość ekologiczna wciąż jest dobrem luksusowym, więc przemówię w nieco bardziej egoistycznym języku. Kupowanie dużej liczby ubrań ze sztucznych tkanim jest po prostu bez sensu. Swetry akrylowe są piękne, tanie i łatwo dostępne, ale też szybko się mechacą i zwyczajnie nie spełniają swojej funkcji. Akryl jest tkaniną, która nie tylko nie przepuszcza powierza, ale też nie daje ani odrobiny ciepła. Noszenie akrylu zimą ma wartość jedynie estetyczną, To trochę mało, nawet jak na to, że taki ciuch można kupić do 100 złotych. To samo dotyczy poliestrowych płaszczy — ładne i tanie, ale też zimne. Nie wiem jak Wy, ja marznąć nie lubię. Noszenie ubrań ze sztucznych tkanin latem to z kolei trochę jak ubieranie na siebie foliówki. Człowiek poci się w tym, jak świnia, źle się czuje i po prostu jest chronicznie zmęczony. Jeśli nie dla środowiska, to dla siebie zrezygnuj z tego tkaninowego plastiku lub mocno ogranicz jego ilość w swojej szafie. Co to ma wspólnego z Gruzją i zakupoholizmem? Dla mnie najbardziej skutecznym sposobem walki z zakupoholizmem jest narzucenie sobie ograniczeń. Dla przykładu — jeśli chcę kupić sobie sweter, to sama ze sobą ustalam, że ten ciuch ma spełniać swoją funkcję i mnie ogrzewać. Aby tak było, musi być wykonany z naturalnego materiału, na przykład z wełny. Ubranie będzie droższe, więc muszę zdecydować się na kupno jednego produktu (a nie trzech, bo pewnie tyle akrylowych swetrów kupiłabym w tej cenie). Jak już zamierzam wykosztować się na jakiś ciuch, to on musi być idealny pod każdym względem, zero kompromisów. Dzięki temu mogę założyć, że będę chciała go nosić przez więcej niż jeden sezon. Outlety w Gruzji, o których pisałam to kopalnie ciuchów o dobrej jakości. Mnóstwo mu wiskozowych i jedwabnych koszul, wełnianych swetrów i płaszczy, bawełnianych koszulek i prawdziwych jeansów. Są tutaj tańsze niż w wielu miejscach w Polsce. Warto więc pójść na zakupy w Gruzji i wydać na coś kasę raz, ale otrzymać w zamian produkt o wysokiej jakości, a nie kolejny ciuch uszyty z plastiku. W Batumi warto udać się na takie zakupy do galerii handlowej Batumi Mall (88 Zurab Gorgiladze St, Batumi). Na miejscu funkcjonują dwa duże sklepy z końcówkami kolekcji. Można tam znaleźć wiele ciekawostek — od spodni z H&M, poprzez bluzki Guess, aż po ciuchy od Versace. Doskonale wiem, że są jeszcze lumpeksy, że kupowanie tam każdego rodzaju ciuchów jest bardziej etyczne. Racja — to świetna opcja i warto z niej korzystać. Prawda jest jednak taka, że w moim umyśle przejętym przez zakupoholizm ubranie z secondhandu nigdy nie będzie miało wartości takiej, jak to, z którego metkę oderwałam osobiście. A mi w walce z kupowaniem zbyt dużej ilości ubrań chodzi głównie o ograniczenie sobie możliwości wykonywania samej czynności. Sorry, nie mam aż tak silnej woli, aby wygrać z kolejną lumpeksową promocją. Mam za to na tyle rozsądku, aby wyperswadować sobie, że jeśli kupię jeden drogi płaszcz, to na jakiś czas temat okrycia wierzchniego muszę odpuścić.
Jak poruszać się po Gruzji? Gruzja, jak na swoje geograficzne bogactwo, jest krajem wręcz miniaturowym. Odległości są małe, a same przejazdy często odbywają się w rodzinnej atmosferze. To sprawia, że przemieszczanie się po kraju jest niedrogie i nieuciążliwe. Z jakich środków transportu możemy korzystać, chcąc podróżować po Gruzji? Cerkiew Cminda Sameba położona na wysokości ponad 2100 m w pobliżu miasteczka Stepancminda. Widok, który rozsławił Gruzję Pociągi w Gruzji Gruzińskie pociągi to jeden z tańszych sposobów przemieszczania się po kraju. Gruzińska sieć kolejowa jest rozwinięta umiarkowanie. Pociągi nie docierają wszędzie, co jest zrozumiałe ze względu na górzyste ukształtowanie terenu. Warto jednak zainteresować się możliwościami podróżowania po Gruzji koleją. Przykładowe połączenia z dworca kolejowego Tbilisi: Zugdidi – 3. klasa GEL (11 zł), 2. klasa 11 GEL (22 zł). Dystans ok. 330 km. Nocny do Batumi – 3. klasa 15 GEL (30 zł), 2. klasa 23 GEL (46 zł), 1. klasa 40 GEL (80 zł). Dystans ok. 370 km. Poti – 3. klasa 8 GEL (16 zł). Dystans ok. 330 km. Kutaisi – 3. klasa 5 GEL (10 zł), 2. klasa GEL (21 zł). Dystans ok. 230 km. Na dłuższe dystanse (typu Tbilisi-Zugdidi) o bilet warto postarać się kilka dni przed planowaną podróżą. Marszrutki w Gruzji Za to praktycznie wszędzie dojechać można marszrutką. To mały busik, najpopularniejszy środek transportu na Kaukazie. Marszrutki wyruszają z dworców autobusowych i chętnie zatrzymają się w każdym, wybranym przez pasażerów miejscu na trasie do docelowej miejscowości. Marszrutki są najpopularniejszym i najtańszym środkiem transportu publicznego w Gruzji Przykładowe ceny marszrutek z Tbilisi: Erywań – 30 GEL (60 zł). Dystans ok. 290 km. Mccheta – 1 GEL (2 zł). Dystans ok. 30 km. Gori – 4 GEL (8 zł). Dystans ok. 85 km. Batumi – 18 GEL (36 zł). Dystans ok. 370 km. Kazbegi – 10 GEL (20 zł). Dystans ok. 155 km. Podróż marszrutką do Kazbegi to świetna okazja na podziwianie panoram gór Kaukaz Autostop w Gruzji Gruzja to jeden z krajów, w którym autostopem podróżowało mi się najlepiej. Kultura podróżowania autostopem w Gruzji jest mocno rozwinięta i nikogo nie dziwi widok turystów machających kciukiem na poboczu. Na podwózkę nigdy nie czekałem dłużej niż 1,5h. Nawet na tych mniej ruchliwych trasach. Stopem dojechałem do starożytnego skalnego miasta Uplisciche we wschodniej Gruzji Stopowe przejazdy w Gruzji zawsze odbywały się w bardzo przyjaznej, często wręcz szampańskiej atmosferze. Zdarzało się, że kierowcy proponowali nocleg u siebie w domu. Podróżowanie stopem po Gruzji to nie tylko bardzo dobry sposób na tanie podróżowanie po kraju, ale też szansa na poznanie świetnych ludzi i gruzińskiej kultury od podszewki. Wypożyczenie samochodu w Gruzji Wynajmowanie auta w Gruzji ma największy sens w sytuacji, kiedy chcemy dotrzeć do mało eksplorowanych rejonów tam, gdzie stan dróg ma wiele do życzenia. W wypożyczalniach można skorzystać z samochodów osobowych, jak i terenowych (nadają się bardziej na te poboczne, czasem nawet off-roadowe ścieżki). W ofercie gruzińskich wypożyczalni znajdują się znane marki jak np. Pajero oraz niezniszczalne Łady Nivy. Samochód 4×4 będzie idealnym środkiem transportu do przemieszczania się po Swanetii – regionu w północno-zachodniej Gruzji słynącego z wsi z zabytkowymi, kamiennymi wieżami Koszt wypożyczenia auta terenowego waha się pomiędzy 45-100$ za dzień. Samochód osobowy można wynająć nieco taniej – za ok. 30$ za dzień. Litr benzyny w Gruzji kosztuje aktualnie ok. 4 zł. Taksówki w Gruzji Nie jest to najtańszy środek transportu. Dobrze więc wiedzieć jak funkcjonują w Gruzji długodystansowe taksówki. Z tej opcji warto skorzystać, jeśli podróżujemy kilkuosobową grupą i chcemy dotrzeć do mało popularnego miejsca, do którego nie można się dostać pociągiem, ani marszrutką. Orientacyjna cena za kilometr wynosi 50-60 tetri (1 zł-1,2 zł). Taksówkarze przeważnie nie używają taksometrów, więc trzeba zastosować znaną taktykę – ustalamy cenę przed rozpoczęciem kursu. Jeśli zdecydujemy się od razu na kurs tam i z powrotem na pewno zapłacimy trochę mniej. Przykładowe ceny za przejazd z Tbilisi: Batumi w jedną stronę 210 GEL (420 zł), w dwie strony 270 GEL. Kutaisi w jedną stronę 130 GEL (260 zł), w dwie strony 160 GEL. Mccheta w jedną stronę 20 GEL (40 zł), w dwie strony 30 GEL. Park Narodowy Lagodekhi to enklawa dzikiej przyrody przy granicy Gruzji z Azerbejdżanem. Poza godzinami kursowania marszrutek można dotrzeć tu taksówką Ceny taksówek w gruzińskich miastach nie należą do wysokich. Za przejazd w obrębie głównej części Tbilisi zapłacimy 2-8 GEL (4-16 zł), co rozłożone na 4 osoby daje minimalny koszt. Gdzie tanio nocować w Gruzji? W ciągu ostatnich lat baza noclegowa w Gruzji bardzo się rozwinęła. Rosnąca popularność Gruzji wpłynęła na powstanie nowych hoteli, hosteli, agroturystyk i innych miejsc noclegowych. Wciąż jednak można w Gruzji nocować tanio. Ceny noclegów są poniżej średnich europejskich. Oprócz niedrogich noclegów, które można znaleźć za pośrednictwem agregatów internetowych, polecam przede wszystkim guesthouse’y. Noclegi u kogoś w domu, na popularnych w krajach byłego Związku Radzieckiego kwaterach, są przytulne, gościnne i niedrogie. Sighnagi to jedno z najprzyjemniejszych gruzińskich miasteczek, w którym łatwo znaleźć kwaterę W Tblisi niedrogie noclegi w pokojach można znaleźć przy ul. Ninoshvili, Chitaia (35-50 zł). W stolicy Gruzji działają też niskobudżetowe hostele. Popularne adresy to „Why Not? Tbilisi legend hostel” i hostel Opera. Tak wygląda Tbilisi, a co z resztą? W innych miastach i miejscowościach nigdy nie miałem problemu ze znalezieniem guesthouse’ów czy skromnego hoteliku. W miejscach bardziej turystycznych właściciele obiektów sami potrafią zagadywać na ulicy potencjalnych gości. Za noclegi w takich miejscach płaciłem w granicach od 30 zł do 60 zł w zależności od standardu, pory roku i śniadania w pakiecie. Jak w Gruzji zjeść dobrze i tanio? Gruzja może nie być postrzegana jako wyśniony kierunek dla smakoszy. Ja mam jednak o gruzińskiej kuchni jak najlepsze zdanie. Jedzenie zawsze było dla mnie jednym z powodów, dla których podróżowałem na Kaukaz. Najlepsze posiłki jadałem w skromnych barach, restauracjach i guesthouse’ach. W takich miejscach można zjeść autentyczne gruzińskie potrawy przygotowane na bazie naturalnych, lokalnych składników po naprawdę dobrych cenach. Jest to więc jednocześnie sposób na smakowanie gruzińskich specjałów i oszczędne podróżowanie. Kolacja na dachu guesthouse’u w Sighnagi Gruzińskie dania i ceny Jakich dań w Gruzji warto spróbować i jakie są ich ceny? Mnie do gustu najbardziej przypadły klasyki: chaczapuri i chinkali. Dania chyba najmocniej zakorzenione w tradycji gruzińskiej kuchni. Są dostępne absolutnie wszędzie. Zawsze świeże, pachnące i… tanie. Niejeden gruziński brzuch uformowany został przez lata praktyki w spożywaniu chaczapuri i chinkali. Niejeden turysta po powrocie z Gruzji złapał się za głowę, stając na wadze. Chinkali to nic innego jak fantazyjnie zwinięte pierożki z mięsem. Tajemnicą dania jest bulion ukryty w każdym pierogu, zmuszający do specjalnego sposobu jedzenia. Chinkali w restauracjach i barach można kupować na sztuki. Cena jednego pierożka to 50-60 teri (1 zł – 1,20 zł). 10 takich pierożków chinkali to naprawdę spory obiad. Misternie zawijane pierożki chinkali to podstawa gruzińskiej kuchni Każdy, kto słyszał o Gruzji, słyszał też o chaczapuri – słynnych plackach z twarogiem. W restauracjach płaciliśmy za nie 4-6 GEL (8-12 zł). Istnieje co najmniej kilka apetycznych odmian chaczapuri – kubdari (popularne w Swanetii, zamiast sera mamy mięso) i adżarskie chaczapuri (popularne w Adżarii, z jajkiem i masłem). Proste dania bywają najsmaczniejsze i nie ma na to lepszego dowodu niż chaczapuri. Adżarskim chaczapuri można zajadać się bez końca! Spośród wielu gruzińskich przysmaków do gustu wyjątkowo przypadły mi gruzińskie snickersy, czyli czurczchela. Orzechy w masie z soku winogronowego, kukurydzy i cukru. W zależności od wielkości – ceny od 1 GEL do 4 GEL (1,5 zł-6 zł). Czurczchela, czyli gruzińskie snickersy Gruzińskie bazary Dla osób, które w podróży szczególnie poszukują smaków, świetnym przeżyciem może być również wizyta na lokalnych bazarach. Pamiętam, że właściwie w każdej większej lub mniejszej miejscowości w Gruzji, w której byłem był jakiś bazar. Tanie pomidory, arbuzy, domowe wyroby i przetwory – jest w czym wybierać. Zawiedzeni nie powinni być również degustatorzy rodzimych trunków. Ceny na bazarach są często konkurencyjne względem sklepowych. Robienie zakupów u straganowych sprzedawców to kolejny dobry sposób na oszczędne podróżowanie po Gruzji. Ceny produktów spożywczych w Gruzji Żeby mieć lepsze wyobrażenie o wydatkach, jakie czekają na turystę w Gruzji, podaję uśrednione ceny podstawowych produktów spożywczych: lawasz, czyli popularny na kaukazie chleb – 2 zł, butelka wody 1,5 l – 2 zł, 0,5l kwasu chlebowego – 80 gr, 1 kg żółtego sera – 20 zł, 1 kg pomarańczy – 6 zł, 1 kg winogron – 7 zł, 1 kg cukru – 1,5 zł, 1 l mleka – 4 zł. Świetnym przysmakiem jest też gruziński ser Sulguni. Można go dostać w całej Gruzji
czy warto kupić złoto w gruzji